poniedziałek, 27 czerwca 2016

Rozdział drugi - Ostrzeżenie Zgredka

Harry’emu udało się nie krzyknąć, ale niewiele brakowało. Mały stwór siedzący na jego łóżku miał wielkie uszy nietoperza i wyłupiaste zielone oczy wielkości piłek tenisowych. Harry natychmiast poznał te oczy: to one wpatrywały się w niego z żywopłotu. Z dołu dobiegł głos Dudleya:
- Państwo pozwolą, że wezmę ich płaszcze.
Stwór ześliznął się z łóżka i skłonił tak nisko, że koniec jego długiego, cienkiego nosa dotknął dywanu. Harry zauważył, że stwór ma na sobie coś, co przypominało starą poszewkę na poduszkę, z dziurami na ręce i nogi.
- Eee... cześć - powiedział niepewnie Harry.
- Harry Potter! - zapiszczał stwór tak przenikliwym głosem, iż Harry był pewny, że słyszą go na dole. - Ach, sir, Zgredek od tak dawna pragnął pana zobaczyć... Cóż za zaszczyt...
- Dź-dziękuję - wyjąkał Harry, przemykając się pod ścianą i siadając przy biurku, tuż obok Hedwigi, która jak zwykle spała w swojej klatce. Chciał zapytać: „Czym jesteś?”, ale pomyślał, że zabrzmiałoby to zbyt obcesowo, więc zapytał:
- Kim jesteś?
- Jestem Zgredek, łaskawy panie - odpowiedział stwór. - Po prostu Zgredek. Domowy skrzat.
- Och... naprawdę? Eee... nie chcę być nieuprzejmy, ale... to niezbyt szczęśliwa pora na odwiedziny domowego skrzata w mojej sypialni.
Z salonu dobiegł głośny, sztuczny śmiech ciotki Petunii. Skrzat zwiesił głowę.
- Oczywiście bardzo się cieszę - powiedział szybko Harry - ale... ee... czy jest jakiś szczególny powód tych odwiedzin?
- Och, tak, łaskawy panie - odpowiedział duszek. - Zgredek przyszedł, żeby panu powiedzieć, sir... to dość trudne... Zgredek nie wie, od czego zacząć...
- Usiądź. - Harry wskazał łóżko. Ku jego przerażeniu, skrzat wybuchnął płaczem, a robił to bardzo hałaśliwie.
- U-usiądź! - zaszlochał. - Jeszcze nigdy, nigdy... Harry’emu wydało się, że głosy na dole jakby przycichły.
- Bardzo przepraszam - wyszeptał. - Nie chciałem cię urazić, naprawdę.
- Urazić?! - zaskrzeczał przenikliwie skrzat. - Jeszcze nigdy żaden czarodziej nie zaprosił Zgredka, żeby usiadł... jak równy z równym...
Harry, starając się jednocześnie powiedzieć „Ciiiicho!” i mieć uprzejmą minę, zdołał nakłonić Zgredka, by usiadł z powrotem na łóżku, co też skrzat uczynił, nękany głośną czkawką. Przypominał teraz wielką i bardzo brzydką lalkę. W końcu udało mu się opanować czkawkę i zaczął wpatrywać się w Harry’ego z niemym zachwytem.
- Chyba nie spotkałeś wielu przyzwoitych czarodziejów - powiedział Harry, próbując dodać mu otuchy.
Zgredek potrząsnął głową. A potem, bez ostrzeżenia, zeskoczył z łóżka i zaczął walić głową w szybę, wrzeszcząc:
- Zły Zgredek! Niedobry Zgredek!
- Przestań... co ty wyprawiasz! - syknął Harry, podbiegając do niego i zaciągając go z powrotem na łóżko. Hedwiga obudziła się z wyjątkowo donośnym skrzekiem i zaczęła tłuc skrzydłami w pręty klatki.
- Zgredek musi się sam ukarać - oznajmił duszek mający już lekkiego zeza. - Zgredek o mały włos nie wyraziłby się źle o swojej rodzinie...
- O swojej rodzinie?
- O rodzinie czarodziejów, której Zgredek służy, sir... Zgredek jest domowym skrzatem... zobowiązanym służyć na wieki jednemu domowi i jednej rodzinie...
- Oni wiedzą, że tutaj jesteś? - zapytał z zaciekawieniem Harry.
- Och, nie, sir, nie... Zgredek będzie musiał ukarać się surowo za to, że tu przyszedł, żeby się zobaczyć z wielmożnym panem, sir. Za karę Zgredek przytrzaśnie sobie uszy drzwiczkami piekarnika. Gdyby się dowiedzieli... och, sir...
- Ale przecież się połapią, jak sobie przy trzaśniesz uszy drzwiczkami piekarnika...
- Nie sądzę, sir. Zgredek wciąż musi się za coś karać. Pozwalają mi na to. Czasami nawet mi przypominają...
- Ale dlaczego po prostu nie odejdziesz? Nie uciekniesz?
- Och, nie, domowy skrzat nie może sam odejść. Trzeba go odprawić. A ta rodzina nigdy Zgredka nie odprawi... Zgredek będzie służył tej rodzinie aż do śmierci, sir...
Harry spojrzał na niego ze zdumieniem.
- A ja myślałem, że już nie wytrzymam następnych czterech tygodni w tym domu - powiedział. - Przy twojej rodzinie Dursleyowie wydają się prawie przyzwoitymi ludźmi. I nikt nie może ci jakoś pomóc? Może ja bym mógł?
Prawie natychmiast pożałował tych słów. Z ust Zgredka popłynęła kaskada jękliwych wyrazów wdzięczności.
- Błagam - szepnął gorączkowo Harry. - Trochę ciszej, proszę. Jeśli Dursleyowie coś usłyszą, jeśli się dowiedzą, że tu jesteś...
- Harry Potter pyta, czy mógłby pomóc Zgredkowi... Zgredek słyszał o twojej wielkości, sir, ale nie znał bezmiaru twojej wspaniałomyślności...
Harry poczuł, że płoną mu policzki.
- Kto ci naopowiadał jakichś bzdur o mojej wielkości? Nie jestem nawet najlepszym uczniem. To Hermiona jest na pierwszym miejscu, ona...
I urwał, bo sama myśl o Hermionie sprawiła mu ból.
- Harry Potter jest wielki, dobry i skromny - rzekł z podziwem Zgredek, a jego wyłupiaste oczy zapłonęły blaskiem. - Harry Potter nawet nie wspomina o swoim zwycięstwie nad Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.
- Mówisz o Voldemorcie?
Zgredek wetknął sobie pięści do uszu i jęknął:
- Ach, sir, nie wypowiadaj tego imienia! Nie wypowiadaj go!
- Przepraszam - powiedział szybko Harry. - Znam wielu, którzy tego nie lubią... mój przyjaciel Ron...
Znowu urwał. Wspomnienie Rona również sprawiło mu ból.
Skrzat nachylił się do niego, a oczy mu płonęły jak dwa reflektory.
- Zgredek słyszał, jak mówiono - zachrypiał - że Harry Potter spotkał Czarnego Pana po raz drugi, zaledwie parę tygodni temu... I że Harry Potter znowu wyszedł z tego cało.
Harry kiwnął głową, a w oczach Zgredka nagle zabłysły łzy.
- Ach, wielmożny panie! - zaszlochał, ocierając twarz rogiem poszewki od poduszki, którą miał na sobie. - Harry Potter jest mężny i odważny! Uniknął już tylu zagrożeń! Ale Zgredek przyszedł, żeby ostrzec Harry’ego Pottera, tak, nawet jeśli będzie musiał za to przytrzasnąć sobie uszy drzwiczkami od pieca... Harry Potter nie powinien wracać do Hogwartu.
Zapanowała cisza przerywana tylko szczękaniem widelców i noży w jadalni oraz odległym dudnieniem głosu wuja Vernona.
- C-cooo? - wyjąkał Harry. - Ale ja tam muszę wrócić... semestr zaczyna się pierwszego września. Tylko to powstrzymuje mnie przed ucieczką z tego domu. Nie wiesz, jak tu jest. Ja nie należę do tego domu. Ja należę do twojego świata... w Hogwarcie.
- Nie, nie, nie - zaskrzeczał Zgredek, kręcąc tak gwałtownie głową, że uszy mu załopotały. - Harry Potter musi pozostać tam, gdzie jest bezpieczny. Harry Potter jest za wielki, za dobry, abyśmy go stracili. Jeśli Harry Potter wróci do Hogwartu, znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Dlaczego? - zapytał Harry, zupełnie zbity z tropu.
- Tam jest spisek. Spisek, który ma na celu coś strasznego. Jeśli się powiedzie, w tym roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa stanie się coś strasznego - wyszeptał Zgredek, dygocąc na całym ciele. - Zgredek wie o tym od paru miesięcy, sir. Harry Potter nie może narażać się na pewną zgubę. Harry Potter jest zbyt ważną osobą!
- O czym ty mówisz? - zapytał Harry. - Jakie straszne rzeczy? Kto spiskuje?
Zgredek wydał z siebie dziwny odgłos, jakby się czymś dławił, po czym zaczął walić głową w ścianę.
- No dobra! - krzyknął Harry, łapiąc skrzata za ramię, by go powstrzymać. - Nie wolno ci powiedzieć, rozumiem. Ale dlaczego mnie ostrzegasz? - Nagle wpadła mu do głowy niezbyt miła myśl. - Zaraz, zaraz... czy to ma coś wspólnego z Vol... z Sam-Wiesz-Kim? Możesz po prostu potrząsnąć albo kiwnąć głową - dodał pospiesznie, widząc, że głowa Zgredka znowu zbliża się niebezpiecznie do ściany.
Zgredek powoli pokręcił głową.
- Nie... to nie Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.
Ale wciąż wytrzeszczał oczy, jakby chciał dać Harry’emu coś do zrozumienia. Harry nie miał jednak zielonego pojęcia, o kim mowa.
- On chyba nie ma brata, co?
Zgredek potrząsnął głową i jeszcze bardziej wytrzeszczył oczy.
- No to nie wiem, kto jeszcze mógłby dokonać jakichś strasznych rzeczy w Hogwarcie - powiedział Harry. - Przecież tam jest Dumbledore... chyba wiesz, kto to jest Dumbledore, co?
Skrzat skinął głową.
- Zgredek dobrze wie, sir. Albus Dumbledore jest największym dyrektorem, jakiego miał Hogwart. Zgredek słyszał, że moc Dumbledore’a równa jest mocy Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, nawet u szczytu jego potęgi. Ale... sir - zniżył głos do natarczywego szeptu - są moce, których nawet Dumbledore nie... moce, których żaden przyzwoity czarodziej nie...
I zanim Harry zdążył go powstrzymać, zeskoczył z łóżka, chwycił z biurka lampę i zaczął się nią okładać po głowie, wydając z siebie ogłuszające wrzaski.
Na dole nagle zaległa cisza. Dwie sekundy później Harry usłyszał dochodzące z przedpokoju kroki wuja Vernona i jego głos:
- Ach, ten nieznośny Dudley znowu nie wyłączył telewizora!
- Szybko! Schowaj się! - syknął Harry, wpychając Zgredka do szafy, zamykając za nim drzwi i rzucając się na łóżko w ostatniej chwili, kiedy poruszyła się klamka w drzwiach pokoju.
- Co ty... do diabła... wyprawiasz? - zapytał wuj Vernon przez zaciśnięte zęby, zbliżając nabiegłą krwią twarz do twarzy Harry ego. - Właśnie zniszczyłeś mi puentę najlepszego dowcipu o japońskim graczu w golfa... Jeszcze jeden dźwięk, a pożałujesz, że się urodziłeś, przeklęty bachorze!
I wyszedł z pokoju, starając się nie robić hałasu.
Harry, trzęsąc się cały, wypuścił Zgredka z szafy.
- Widzisz, jak tu jest? Już rozumiesz, dlaczego muszę wrócić do Hogwartu? To jedyne miejsce, w którym mam... no, myślę, że mam przyjaciół.
- Przyjaciół, którzy nawet nie napiszą do Harry’ego Pottera? - zapytał chytrze skrzat.
- Myślę, że są po prostu... zajęci - odrzekł Harry ze złością. - A ty skąd wiesz, że moi przyjaciele do mnie nie piszą?
Zgredek przestąpił dwa razy z nogi na nogę.
- Niech się Harry Potter nie złości na Zgredka... Zgredek zrobił to dla jego dobra...
- Zatrzymywałeś moje listy?
- Zgredek ma je tutaj - odpowiedział duszek.
Odsunąwszy się od Harry’ego na bezpieczną odległość, wyjął gruby plik kopert z poszewki na poduszkę, w którą był odziany. Harry poznał z daleka kaligrafię Hermiony, niedbałe pismo Rona, a nawet jakieś gryzmoły, które mogły być pismem gajowego Hogwartu, Hagrida.
Zgredek zerknął z niepokojem na Harry’ego.
- Niech się Harry Potter nie gniewa... Zgredek miał nadzieję... no, jeśli Harry Potter pomyśli, że jego przyjaciele o nim zapomnieli... może nie zechce wrócić do szkoły...
Harry nie słuchał. Wyciągnął szybko rękę, chcąc mu wyrwać listy, ale Zgredek jeszcze szybciej odskoczył.
- Harry Potter je dostanie, jeśli da Zgredkowi słowo, że nie wróci do Hogwartu. Ach, jaśnie wielmożny czarodzieju, tam czeka cię straszliwe niebezpieczeństwo! Powiedz, że tam nie wrócisz!
- Nie - powiedział Harry ze złością. - Oddaj mi listy od moich przyjaciół!
- A więc Harry Potter nie pozostawia Zgredkowi wyboru - rzekł ponuro duszek.
I zanim Harry zdążył się ruszyć z miejsca, podbiegł do drzwi, otworzył je i zbiegł po schodach.
Harry’emu zaschło w ustach, żołądek podskoczył mu do gardła, ale rzucił się za nim w pogoń, starając się nie robić hałasu. Przeskoczył przez ostatnie sześć stopni, wylądował jak kot na dywanie i rozejrzał się, szukając Zgredka. Z jadalni dobiegł go głos wuja Vernona: „...niech pan opowie Petunii tę zabawną historię o amerykańskich hydraulikach, panie Mason, bardzo chciała ją usłyszeć...”
Harry przebiegł przez przedpokój, wpadł do kuchni i poczuł, że po prostu nie ma już żołądka.
Wspaniała legumina ciotki Petunii unosiła się pod sufitem. Na szczycie kredensu siedział Zgredek.
- Nie - zachrypiał Harry. - Błagam cię... oni mnie zabiją...
- Harry Potter musi przyrzec, że nie wróci do szkoły...
- Zgredku... błagam...
- To proszę to przyrzec.
- Nie mogę!
Zgredek spojrzał na niego z żalem.
- Więc Zgredek musi to zrobić. Dla dobra Harry’ego.
Legumina spadła na podłogę z okropnym łoskotem. Krem obryzgał ściany i szyby w oknach. Po chwili rozległ się donośny trzask, jakby ktoś strzelił z bata, i Zgredek zniknął.
W pokoju jadalnym rozległy się krzyki i po chwili do kuchni wpadł wuj Vernon. Harry stał pośrodku, nie mogąc ruszyć się z miejsca, cały umazany legumina ciotki Petunii.
Z początku wydawało się, że wuj Vernon zbagatelizuje to wydarzenie („To tylko nasz siostrzeniec... okropnie nerwowy... obcy ludzie wyprowadzają go z równowagi, więc trzymamy go na górze”). Zagonił zszokowanych Masonów z powrotem do pokoju jadalnego, przyrzekł Harry’emu, że obedrze go ze skóry, i wręczył mu mopa. Ciotka Petunia wygrzebała z lodówki jakieś lody, a Harry, wciąż dygocąc, zaczął doprowadzać kuchnię do porządku.
Wuj Vernon miałby jeszcze szansę zawarcia transakcji życia - gdyby nie sowa.
Ciotka Petunia właśnie częstowała wszystkich miętowymi pralinkami, kiedy przez okno jadalni wpadła wielka sowa uszata, upuściła list prosto na głowę pani Mason i wyleciała. Pani Mason wrzasnęła jak upiór i wybiegła z domu, wykrzykując coś o wariatach. Pan Mason został jeszcze przez chwilę, żeby powiedzieć Dursleyom, że jego żona panicznie boi się wszelkich ptaków, i zapytać, czy uważają to za dowcipne.
Harry stał w kuchni, ściskając w ręku kij mopa, kiedy wuj Vernon zbliżył się do niego z diabelskim błyskiem w małych oczkach.
- Przeczytaj to! - syknął mściwie, wyciągając do niego list, który dostarczyła sowa. - No, dalej, czytaj!
Harry wziął list. Nie były to życzenia urodzinowe.
Szanowny Panie Potter,
z naszego poufnego źródła otrzymaliśmy właśnie wiadomość, że tego wieczoru, o godzinie dziewiątej dwadzieścia, w miejscu Pańskiego przebywania użyto Zaklęcia Swobodnego Zwisu.
Jak Pan wie, niepełnoletnim czarodziejom nie wolno używać czarów poza szkołą. Dalsze takie poczynania mogą doprowadzić do usunięcia Pana z rzeczonej szkoły (Ustawa o Uzasadnionych Restrykcjach wobec Niepełnoletnich Czarodziejów, 1875, paragraf C.)
Pragniemy również Panu przypomnieć, że wszelka działalność magiczna, która mogłaby być zauważona przez obywateli pozamagicznych (mugoli) stanowi poważne wykroczenie, zgodnie z 13 rozdziałem Zasad Tajności Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów.
Życzę udanych wakacji!
Z wyrazami szacunku
Mafalda Hopkirk
WYDZIAŁ NIEWŁAŚCIWEGO UŻYWANIA CZARÓW
Ministerstwo Magii
Harry podniósł głowę znad listu i głośno przełknął ślinę.
- Nie powiedziałeś nam, że nie wolno ci używać czarów poza szkołą - rzekł wuj Vernon, a w jego oczach tańczyły iskierki szaleństwa. - Pewno zapomniałeś... wyleciało ci to z pamięci...
Rzucił się na Harry’ego z obnażonymi zębami, jak wielki buldog.
- No więc ja też mam dla ciebie wiadomość, chłopcze... Zamykam cię... Już nigdy nie wrócisz do tej szkoły... nigdy... A jeśli spróbujesz uwolnić się za pomocą magii... sami cię wyrzucą!
I chichocąc jak wariat, zaciągnął Harry’ego na górę.
Wuj Vernon nie rzucał pogróżek na wiatr. Następnego ranka sprowadził ślusarza, który wprawił kraty w okno sypialni Harry’ego. Sam zrobił w drzwiach małą klapkę, jaką zwykle robi się dla kota, aby można było przez nią podawać małe ilości jedzenia. Odtąd wypuszczano Harry’ego tylko dwa razy dziennie, rano i wieczorem, żeby skorzystał z łazienki.
Trzy dni później nic nie wskazywało, by Dursleyom zmiękły serca i Harry zrozumiał, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Leżał na łóżku, patrząc przez kraty na zachodzące słońce, i zastanawiał się smętnie, jaka go czeka przyszłość.
Co mu przyjdzie z uwolnienia się z sypialni za pomocą czarów, skoro wyrzucą go za to z Hogwartu? Z drugiej strony, dalsze życie w domu przy Privet Drive stało się nie do zniesienia. Odkąd Dursleyowie upewnili się, że nie obudzą się zamienieni w nietoperze, utracił swoją jedyną broń. Zgredek może i ustrzegł go przed strasznymi wydarzeniami w Hogwarcie, ale wszystko wskazywało na to, że tutaj czeka go po prostu śmierć z głodu.
Klapka w drzwiach zagrzechotała i pojawiła się ręka ciotki Petunii z miską zupy z puszki. Harry’emu żołądek skręcał się z głodu, więc zeskoczył z łóżka i porwał miskę. Zupa była zimna, ale wypił połowę jednym łykiem. Potem podszedł do klatki Hedwigi i zgarnął rozmokłe jarzyny do jej pustej miseczki. Nastroszyła pióra i spojrzała na niego z głęboką odrazą.
- Nie ma co odwracać dzioba, to wszystko, co mamy - powiedział ponuro Harry.
Postawił pustą miskę przy drzwiach i opadł z powrotem na łóżko, czując, że jest jeszcze bardziej głodny niż przed wypiciem zupy.
Założywszy, że za cztery tygodnie będzie jeszcze żywy, co się stanie, jeśli nie stawi się w Hogwarcie? Czy wyślą kogoś, żeby sprawdzić, dlaczego nie przyjechał? Zdołają przekonać Dursleyów, żeby go wypuścili?
W pokoju robiło się coraz ciemniej. Wyczerpany, czując, jak mu okropnie burczy w brzuchu, przeżuwając wciąż i wciąż te same pytania, na które nie było odpowiedzi, w końcu zasnął.
Śniło mu się, że siedzi w klatce w zoo. Na klatce była tabliczka: NIEPEŁNOLETNI CZARODZIEJ. Ludzie wytrzeszczali na niego oczy przez kraty, kiedy tak leżał na kupce słomy, wygłodniały i słaby. W tłumie zobaczył twarz Zgredka i zawołał do niego, błagając o pomoc, ale Zgredek odpowiedział: „Harry Potter jest tutaj bezpieczny, sir!” i zniknął. A potem pojawili się Dursleyowie i Dudley zabębnił kijem po kratach, naśmiewając się z niego.
- Przestań - wymamrotał Harry, bo bębnienie huczało mu w obolałej głowie. - Zostaw mnie w spokoju... przestań... próbuję się zdrzemnąć...
Otworzył oczy. Przez kraty w oknie świecił księżyc. I ktoś naprawdę wytrzeszczał na niego oczy zza krat: ktoś piegowaty, rudowłosy, z długim nosem...
Zza okna patrzył na niego Ron Weasley.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz